Za oknem śnieg, ale
jeszcze kilka dni temu (ba, nawet wczoraj) aura za oknem była zupełnie inna.
Powiedziałabym, jesienna. Świeciło słońce, niebo było niebieskie, a my
pożyczyliśmy duży samochód i wybraliśmy się na „samochodowy spacer” po lesie.
Wiadomo, najfajniejsze są polowania na łosie, sarny i łabędzie. Jednak, nie samymi spacerami człowiek żyje. Dobrze jest wrócić do
domu, nastawić czajnik z wodą, zaparzyć herbatę, a z lodówki wyjąć
zdrowy pasztet, który można zajadać bez myślenia o niezdrowych
składnikach. Przepis na takie cudo znajdziecie poniżej.
Ostatnimi czasy
zaproponowałam Wam przepis na bezglutenowy chleb z samych ziaren, tylko pojawia
się pytanie, co położyć na ten chleb, jeśli nie jemy nabiału, cukru i
produktów, które go zawierają, a i różnorodne sklepowe wędliny nie są nam po
drodze? Ja stawiam na warzywne pasztety, które są proste w wykonaniu, pożywne i
bardzo smaczne. Jakiś czas temu proponowałam Wam przepis na pasztet z fasoli z gruszką, a jeszcze wcześniej pojawił się warzywny. Tym razem zrobiłam pasztet z
soczewicy z żurawiną, o którym powiedziała mi Aneta z bloga Ciastko do Kawy, a
sam przepis pochodzi stąd. Ma intensywny smak, i ze wszystkich, które dotąd
piekłam najbardziej przypomina mięsny. Może zachęci Was do niego fakt, że zjada
go nawet mój chłopak (anty wegan) i podobno jest lepszy niż ser żółty (!).
Pasztet z soczewicy
z żurawiną
Składniki:
Szklanka suchej
zielonej soczewicy
½ szklanki suchej
kaszy jaglanej
100ml oleju
2 średnie cebule
50g suszonej
żurawiny
2 łyżki sosu
sojowego
2-3 liście laurowe
2 ziarna ziela
angielskiego
2 goździki
¾ łyżeczki
majeranku
½ łyżeczki cząbru
¼ łyżeczki lubczyku
¼ łyżeczki gałki
muszkatołowej
Sól, czarny i
ziołowy pieprz
Olej do smażenia
Soczewicę gotujemy
około 30minut, odsączamy, studzimy. Kaszę jaglaną gotujemy według przepisu na
opakowaniu. Cebulę obieramy, siekamy. Na patelni rozgrzewamy kilka łyżek oleju,
wrzucamy cebulę, po chwili dodajemy liście laurowe, goździki i ziele
angielskie. Smażymy przez kilka minut, aż cebula się zeszkli. Soczewicę i kaszę
umieszczamy w misce, dodajemy cebulę (liście laurowe, goździki i ziele
angielskie wyrzucamy) i pozostałe składniki, bez żurawiny. Blendujemy do uzyskania
gładkiej masy. Próbujemy, w razie potrzeby dodajemy więcej soli, bądź pieprzu.
Na koniec dodajemy suszoną żurawinę.
Piekarnik
nagrzewamy do 180stopni Celsjusza. Keksówkę wykładamy papierem do pieczenia. Na
tak przygotowaną formę wykładamy pasztetową pasę. Wkładamy do nagrzanego
piekarnika i pieczemy od 40 do 70 minut, do przyzłocenia (w oryginalnym
przepisie było to 40 minut, u mnie jednak pasztet piekł się dłużej).
Studzimy, najlepiej
przez całą noc, wyjmujemy z formy i jemy. Znakomity zarówno sam, jak i z
chlebem.
Smacznego!
Spacery w mojej okolicy wysysają ze mnie każdą cząsteczkę ciepła - taki ziąb! Ale teraz spoglądam przez okno...i zaczął padać deszcz i cały śnieg zniknął :(
OdpowiedzUsuńA zdjęcia z Twojego spaceru bardzo mi się podobają! Piękne masz tam widoczki :)
Co do tego pasztetu, to fajnie, że posmakował :) Ja chyba zrobię za niedługo, bo akurat mam żurawinę w domu :)
Jeśli chodzi o ocenę jakości danej potrawy to też mam podobnego testera, który jest anty wszystko co nie jest kluską, golonką lub boczkiem XD Jak jemu smakuje, to musi być naprawdę dobre :D
A jak już Ci tak polecam - to smalec z fasoli i jabłek musisz zrobić! :)
Pozdrawiam!
Właśnie ostatnio o nim myślałam! Fasolę akurat mam. .. a Tacie smakuje? :D
UsuńPodoba mi się to polecanie :D
Te widoki to takie akurat znalezione pod Warszawą, ale chyba będę tam wracać, tak mi się spodobało! :)