Miały być pachnące Włochy, sterty spaghetti, parmigiano i
innych pyszności. Będzie Izrael, pustynia i falafelki.
Do Włoch wybieramy się od kilku lat. Moje marzenie
powrotu, po spędzonym dzieciństwie w krainie smaków, wciąż jest żywe. Najchętniej
zamknęłabym się na kilka miesięcy w wiejskiej, włoskiej kuchni z nonną, dającą
mi lekcje gotowania… Ah. W tym roku jednak miałam zadowolić się tylko smakowaniem.
Toskania, rower, wiatr we włosach i wszystkie smakołyki jakie ukrywają się w
tych rejonach i są nie do odtworzenia gdziekolwiek indziej. Wszystko to było
tuż, tuż. Ale jak to tak, bez
spontanicznej decyzji? Zastanawiając się nad ceną biletów do Izraela (skoro tak
dużo blogerek tam się wybrało to chyba coś musi być na rzeczy?), zmieniliśmy plany (:. Niby nie będzie tak jak zawsze, bo krócej,
samolotem i tak dalej, ale spontaniczność musi być (:. Moje Włochy, za którymi
tęsknię, będą znowu musiały poczekać… Ale chyba Izrael nie jest gorszym pomysłem, a Włochy nie uciekną? (:
Turcja, Kas, 09.2013r. |
nie mogę się doczekać relacji :)
OdpowiedzUsuń