Dokładnie rok
temu, 14 lutego, pojawił się pierwszy post na blogu. Ten rok blogowania
przyniósł mi wiele ciekawych doświadczeń. Dodałam dziewięćdziesiąt sześć
wpisów, zrobiłam tysiące zdjęć potraw (nie wszystkie były udane), napisałam
kilkanaście tekstów o naszych podróżach. Wylałam też hektolitry łez i
strzaskałam nerwy mojemu chłopakowi. Płakałam nad kolejnymi nieudanymi
zdjęciami, zastanawiałam, czy to w ogóle ma sens. Mimo wszystko, mam wrażenie,
że rozwijałam się z każdym nowym postem. Zakładając bloga nie miałam żadnych
planów wobec niego. Nie postawiłam sobie celów, które chciałam osiągnąć przez ten
rok. Oczywiście, po cichu marzyłam o tym, aby moje wpisy dotarły do kogoś
więcej, niż moich rodziców, czy chłopaka. Nie żałuję, ani chwili poświęconej na
dopracowanie bloga, ani jednego posta, który się tu pojawił. Wydaje mi się, że
osiągnęłam więcej, niż mogłam się spodziewać (:.
Chciałam
podziękować wszystkim tym, którzy są ze mną od samego początku i tym, którzy
dołączają do Plecaka każdego dnia. Chociaż nie jest Was wielu, bez Was to co
robię, nie miałoby żadnego sensu.
Jeśli mogę mieć do
Was jakieś urodzinowe życzenie, to chciałam zachęcić Was do pozostawiania po
sobie śladu na blogu. Wiadomo, to co tutaj piszę, dodaję, robię przede
wszystkim dla siebie, ale czasem miło jest przeczytać, że ktoś zajrzał i ma na
dany temat takie zdanie, a nie inne. Albo, że ciasto smakowało. Tak już mam, że
lepiej mi, gdy ktoś napisze dobre słowo. Mam wtedy większą motywację, do wypiekania dla
Was nowych smakołyków, czy opisywania naszych przygód. Jeszcze raz, dziękuję za to, że jesteście!
Dzisiaj, w moją
pierwszą rocznicę, a także w święto Walentego, bądź WALEtynki, jak ktoś woli,
chciałam podzielić się z Wami przepisem na bezglutenowe, obłędne naleśniki. Gdy
zrobiłam je po raz pierwszy, mój mężczyzna nie był w stanie odgadnąć, że nie są
to te zwykłe, tradycyjne. Jeśli więc macie ochotę na najnormalniejsze
naleśniki, zapraszam niżej po przepis.
Naleśniki
bezglutenowe:
50g mąki
kukurydzianej
50g mąki ryżowej
15g mąki
ziemniaczanej
2-3 łyżki cukru
trzcinowego (lub ksylitolu)
2 jajka
300ml mleka
roślinnego (u mnie sojowe)
Masło lub olej do
smażenia
Wszystkie
składniki umieszczamy w misce i miksujemy. Jeśli ciasto będzie zbyt rzadkie,
dodajemy odrobinę więcej mąki i ponownie miksujemy.
Na patelni do
naleśników rozgrzewamy kilka kropel oleju, wylewamy porcję ciasta, pokrywającą
całe dno patelni. Smażymy przez około minutę z każdej strony. Podajemy z
ulubionymi dodatkami.
Smacznego!
Inspirowałam się tym przepisem.
Ja przede wszystkim Ci gratuluję, bo widać, że w to, co robisz wkładasz całe serce :) Z coraz większą przyjemnością czytam Twoje posty i choć niewiele przepisów narazie wypróbowałam, to były one świetne. Zdjęcia też robisz piękne, aż ma się ochotę od razu spróbować potrawy lub przenieść w miejsca, które fotografujesz :) Także nie przestawaj, bo widać w tym wielką pasję i miłość do gotowania, podróżowania, po prostu do życia, i to jest naprawdę piękne :)
OdpowiedzUsuńAnito, dziękuję Ci ogromnie za ten miły komentarz :) Nie przestanę, nie przestanę, póki co magazynuję zapał na jeszcze więcej zdjęć i wpisów :)
UsuńŚciskam!
Świetnie! Nie mogę się doczekać Twoich kolejnych cudów :) właśnie usmażyłam kotlety inspirowane tym przepisem http://plecakpelensmakow.blogspot.com/2015/01/kotlety-z-zielonej-soczewicy.html, choć trochę zmienione, bo ich przeznaczeniem będzie połączenie z sosem pieczarkowym :D ale (prawie) oryginalne też robiłam i są pyyyyyszne. Z wszystkich wegetariańskich przepisów na kotlety do tej pory wypróbowanych, te są moje ulubione :) a w połączeniu z marchewką z przyprawami (też od Ciebie :)) - niebo w gębie! :D
UsuńSuper! Cieszę się, że kotlety i marchewka Ci posmakowały :) A na kanapki polecam pasztet soczewicowy z żurawiną! Ciekawa jestem, czy Maćkowi też smakują? :P
UsuńPasztet też robiłam, na Święta! Nawet nie zauważyłam, że u Ciebie też jest ten przepis :-) planuję niedługo powtórzyć, bo bardzo mi zasmakował :) A Maćkowi bardzo smakują, on nie jest taki mięsożerny jak mu się wydaje! :D
UsuńPycha! A facet, jak mu nie powiesz, z czego coś się składa to będzie wsuwał żarełko równo. Tak mój tata zjadł dwa kawałki fasolowego brownie (on jest anty fasola, groch, ciecierzyca i ogólnie wszystko, co strączkowe). Może kiedyś mu powiem, ze czego jego córka robi brownie, ale póki mieszkam z rodzicami wolę się nie narażać XD
OdpowiedzUsuńŚciskam! :*
Haha! Pamiętam jak moja babcia ukrywała przede mną, że jedne z moich ulubionych ciastek robi ze skwarków :P A to były naprawdę pyszne ciastka!
Usuń