Ostatnimi
czasy nie ma w moim życiu wielkich podróży, ale pomyślałam sobie, że
fajnie byłoby czasem wracać do tych, które już za mną. Miejsc, które
odwiedziłam i wspomnień, które magazynują się w mojej głowie albo na
zdjęciach.
W
związku z tym postanowiłam otworzyć cykl niezobowiązujących
wpisów "Piątek z plecakiem", które zarówno mi, jak i Wam, przypominać
będą o tym co było, do czego warto wrócić lub co warto zobaczyć.
Pisząc
ten post wygrzebałam z naszego podróżniczego pudełka notesik, który był
z nami w trzymiesięcznej podróży po Gruzji, Armenii, Iranie i Turcji.
Miałam wielkie plany zapisywania w nim wszystkich wartych zapamiętania
przeżyć, ale niestety… zapał zniknął już pierwszego dnia, kiedy to
rozbijaliśmy namiot nocą niedaleko granicy ze Słowacją. Przez całe trzy
miesiące zostawiłam w nim zaledwie kilka krótkich wpisów, czego teraz
żałuję, bo fajnie jest wracać do myśli, które tak szybko ulatują. W
drodze, kiedy każdy dzień
przynosi zupełnie inne doznania, warte zapamiętania, te wcześniejsze odchodzą w niebyt. Tak było przynajmniej u mnie.
 |
Gruzja, Tuszetia, tutaj zrodził się pomysł Iranu, 07.2013r. |
 |
Gruzja, Tuszetia, 07.2013r. |
Tak,
czy siak, w moim małym notesie znalazłam wpis z 20 lipca 2013 roku,
kiedy to przebywaliśmy w gruzińskiej Tuszeti, o treści: "a może Iran?".
Był
to pierwszy raz, kiedy w naszych głowach pojawił się ten pomysł.
Wcześniejsza wersja naszego wyjazdu zakładała odwiedzenie jedynie
Gruzji, Armenii i Turcji, myśl o Iranie nawet nie przyszła nam do
głowy.
Brakowało
nam jednak szalonego pomysłu. Bartek rzucił temat, jak go z chęcią
podchwyciłam i już kilka dni później przewertowaliśmy cały Internet, celem
dowiedzenia się, jak się rzeczy mają i czy taki wyjazd jest w ogóle
realny. Okazało się, że tak, a prawie pod nosem czeka na nas Konsulat,
gdzie wizy do Iranu rozdają na lewo i prawo :).
 |
Iran, 08.2013r. |
 |
Iran, 08.2013r. |
Czyż
nie najfajniejsze są te decyzje, które podejmujemy zupełnie
spontanicznie, bez wcześniejszego planowania, myślenia czy warto, czy
też nie? Iran, oczywiście nie przyniósł nam samych dobrych wspomnień, o
czym pisałam
tutaj, ale cały czas uważam, że było warto. I
chociaż póki co nie mam najmniejszej ochoty na kraje arabskie (po roku
mi się w cale nie zmieniło), nie żałuję tej decyzji, która została
podjęta przez nasze szalone dusze już 20 lipca 2013 roku, jeszcze zanim
sprawdziliśmy, czy to w ogóle możliwe. I chcę więcej i więcej tej
spontaniczności, której domagam się każdego dnia, chociaż nie jest to
takie proste, gdy stacjonuje się w domu! :)
 |
Turcja, tuż po przekroczeniu granicy z Iranem, wyzwolona od chusty, 09.2013r. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz