Iran, Qeshm, 09.2013r. |
Iran, Qeshm, 09.2013r. |
Wybierając się do Iranu mieliśmy na uwadze kilka środków ostrożności:
1.
Nie
jeździć stopem w miejscach niebezpiecznych, gdzie zdarzały się porwania
2.
Mówić
wszystkim spotkanym ludziom, że jesteśmy małżeństwem
3.
Jak
najrzadziej rozbijać namiot
4.
Chwalić
się naszą znikomą znajomością perskiego
Iran, jak to Iran. Sieje lekki przestrach wśród ludzi. Terroryści, maczety,
kradzieże. Ale czy nam, którym podczas podróży zawsze (czasem nawet w absurdalnych
momentach) dopisywało szczęście, mogło przytrafić się coś złego? Optymistycznie
nastawieni, niewidzący przeszkód, wyruszyliśmy z wizą w ręku i biletem na szczęście.
I tak naprawdę, jeśli przestrzegalibyśmy zasad, o których myśleliśmy przed
podróżą, nie przytrafiłoby nam się nic złego! Traf chciał, że zostaliśmy okradzeni
podczas nurkowania na wyspie Qeshm (niewielka
suma 100zł, ale akurat nie mieliśmy przy sobie niczego więcej, reszta naszych
pieniędzy została u couchsurfera w Bandar Abbas). Byliśmy lekko oburzeni całą
sytuacją, w portfelu została nam równowartość 10zł, a na ląd trzeba było jakoś
wrócić… Zbliżał się wieczór, postanowiliśmy złamać naszą zasadę i rozbić namiot
na plaży w okolicy małej wioski, a powrót na ląd zostawić na kolejny dzień.
Couch wspominał nam co prawda, że lepiej tego nie robić, bo na wyspach jest
sporo przemytników dywanów, alkoholu i narkotyków. No, ale to na pewno nie w tym
miejscu! Namiot rozbity, kolacja zjedzona, chusta i czador zdjęte (było około
50 stopni Celsjusza!). No i okazuje się, że ktoś nas obserwuje. (!). Może to
dzieci – mówi Bartek – pójdę je nastraszyć. Scyzoryk za broń, język polski za
komunikator, i spotkanie ze szmuglerami. Co robi kobieta w takiej sytuacji?
Chowa się w namiocie, naciąga chustę i myśli „może mnie nie zauważą”. Niestety
zauważyli. Kobieta, blondynka, kto by przegapił taką okazję? Pakujemy szybko
manatki, składamy namiot i zawijamy się czym prędzej do wioski. Okazuje się, że
w krzakach czeka jeszcze więcej przemytników. Bartek warczy, ja ryczę i
uciekam, a Panowie rzucają w nas piaskiem, gonią, ale tracą siły. Adrenalina
daje moc! Wielbłądy po drodze lekko się mnie wystraszyły (nic dziwnego) i
jest, widać światła! Ja
roztrzęsiona, Bartek ogarnia sytuację, sklepikarz zainteresowany, daje nam na
prom i zaprasza do siebie na kolację. Uf! Nareszcie trafiliśmy na normalnych
ludzi. Ośmiorniczki w sosie pomidorowym załagodziły sytuację.
Na szczęście szmuglerzy chcieli nas tylko nastraszyć
Iran, Qeshm, 09.2013r. |
ufff! dobrze się skończyło!
OdpowiedzUsuń