piątek, 11 kwietnia 2014

Iran. Bezpiecznie?


Iran, Qeshm, 09.2013r.
Iran, Qeshm, 09.2013r.

Wybierając się do Iranu mieliśmy na uwadze kilka środków ostrożności:
 
1.       Nie jeździć stopem w miejscach niebezpiecznych, gdzie zdarzały się porwania
2.       Mówić wszystkim spotkanym ludziom, że jesteśmy małżeństwem
3.       Jak najrzadziej rozbijać namiot
4.       Chwalić się naszą znikomą znajomością perskiego

Iran, jak to Iran. Sieje lekki przestrach wśród ludzi. Terroryści, maczety, kradzieże. Ale czy nam, którym podczas podróży zawsze (czasem nawet w absurdalnych momentach) dopisywało szczęście, mogło przytrafić się coś złego? Optymistycznie nastawieni, niewidzący przeszkód, wyruszyliśmy z wizą w ręku i biletem na szczęście. I tak naprawdę, jeśli przestrzegalibyśmy zasad, o których myśleliśmy przed podróżą, nie przytrafiłoby nam się nic złego! Traf chciał, że zostaliśmy okradzeni  podczas nurkowania na wyspie Qeshm (niewielka suma 100zł, ale akurat nie mieliśmy przy sobie niczego więcej, reszta naszych pieniędzy została u couchsurfera w Bandar Abbas). Byliśmy lekko oburzeni całą sytuacją, w portfelu została nam równowartość 10zł, a na ląd trzeba było jakoś wrócić… Zbliżał się wieczór, postanowiliśmy złamać naszą zasadę i rozbić namiot na plaży w okolicy małej wioski, a powrót na ląd zostawić na kolejny dzień. Couch wspominał nam co prawda, że lepiej tego nie robić, bo na wyspach jest sporo przemytników dywanów, alkoholu i narkotyków. No, ale to na pewno nie w tym miejscu! Namiot rozbity, kolacja zjedzona, chusta i czador zdjęte (było około 50 stopni Celsjusza!). No i okazuje się, że ktoś nas obserwuje. (!). Może to dzieci – mówi Bartek – pójdę je nastraszyć. Scyzoryk za broń, język polski za komunikator, i spotkanie ze szmuglerami. Co robi kobieta w takiej sytuacji? Chowa się w namiocie, naciąga chustę i myśli „może mnie nie zauważą”. Niestety zauważyli. Kobieta, blondynka, kto by przegapił taką okazję? Pakujemy szybko manatki, składamy namiot i zawijamy się czym prędzej do wioski. Okazuje się, że w krzakach czeka jeszcze więcej przemytników. Bartek warczy, ja ryczę i uciekam, a Panowie rzucają w nas piaskiem, gonią, ale tracą siły. Adrenalina daje moc! Wielbłądy po drodze lekko się mnie wystraszyły (nic dziwnego) i jest, widać światła! Ja roztrzęsiona, Bartek ogarnia sytuację, sklepikarz zainteresowany, daje nam na prom i zaprasza do siebie na kolację. Uf! Nareszcie trafiliśmy na normalnych ludzi. Ośmiorniczki w sosie pomidorowym załagodziły sytuację. 
Na szczęście szmuglerzy chcieli nas tylko nastraszyć 

Iran, Qeshm, 09.2013r.

1 komentarz: