środa, 19 marca 2014

Rosyjski Ałtaj

Rosja, okolice Tjungur, 09.2011r.
Rosja, okolice Tjungur, 09.2011r.

Udało nam się pokonać trasę Warszawa – Petersburg – Ałtaj autostopem, jedynie dwukrotnie urozmaiconą krótką przejażdżką pociągiem. Mimo bólów i wyrzeczeń jakie związane są z niskobudżetowymi wyjazdami stopem nigdy nie zamieniłabym ich na te luksusowe. Nic nie jest w stanie zastąpić tego niesamowitego uczucia, gdy cała brudna, obklejona docierasz do upragnionego miejsca i wiesz ile wyrzeczeń Cię to kosztowało. Że zasługujesz na to, co widzisz. A Ziemia odwdzięcza Ci się ponad miarę za wysiłek jaki włożyłaś, aby tam dotrzeć. Szczęście, radość, smutek, wszystkie te uczucia mieszały się we mnie, gdy zobaczyłam pierwsze szczyty. Do docelowej osady, Inegien, dotarliśmy z dwójką biznesmenów, którzy dowieźli nas na punkt kulminacyjny zachodu słońca. Róż, fiolet, szarość, czerwień, te wszystkie kolory mieszały się i przygotowywały niesamowite powitanie. I już wtedy wiedziałam, że chcę więcej. Przez cały czas czuć to, co poczułam w tamtej chwili. Namiot rozbity tuż nad rzeką, pół nocy podziwiania gwiazda i ta nieświadomość tego co przyniesie poranek. A ten zaskoczył nas jeszcze bardziej, niż wieczorny zachód słońca. Widok jak z bajki spowodował, że nie ruszyliśmy się z miejsca przez cały dzień. Już wiemy, że pora roku, którą wybraliśmy była najlepszą z możliwych. Drzewa zabarwione tysiącami kolorów wywołują niesamowite wrażenie. W Ałtaju mieliśmy kilka dni na obcowanie z naturą. 
 
Rosja, okolice Tjungur, 09.2011r.


Z Inegien postanowiliśmy dotrzeć do osady Tjungur, do której prowadziła jedynie końska ścieżka przez góry i pola. Byliśmy przekonani, że po drodze jest małe miasteczko, gdzie zrobimy ewentualne zakupy, jednak… Nie spotkaliśmy tam sklepu. Na szczęście ludzie, już bardzo różniący się wyglądem od wcześniej spotykanych, nie dali nam głodować. Na trasie spotkaliśmy tylko jednego turystę: Miszę, 60 letniego emeryta podróżującego jak my, z plecakiem. Jaka różnica, gdyby porównać to z polskimi Tatrami! Z Tjungur, gdzie zapłaciliśmy karę za brak przepustki (jakieś 30 zł na osobę), wybraliśmy się na kilka dni w góry. Pełni nadziei, że uda nam się zobaczyć Biełuchę. Niestety, z powodu zimna (był już koniec września i około -10 stopni w nocy) i braku jedzenia, postanowiliśmy zawrócić. W drodze powrotnej znaleźliśmy pozostawione przez kogoś kabaczki, które ugotowaliśmy na ognisku. Nie było to najlepszym pomysłem (:. Całą noc cierpiałam na bóle żołądkowe, a teraz, po dwóch latach, nadal nie mogę na nie patrzeć (:. Gdy wygłodniali zeszliśmy do wioski, od razu pobiegliśmy do sklepu mając przy sobie jedynie 70 rubli (równowartość 7 zł). Do najbliższego bankomatu było jakieś 50 kilometrów. Mieliśmy ochotę na wszystko, a niestety, starczyło nam jedynie na jakieś dwa sztuczne ciasta z dżemem… 

Rosja, okolice Tjungur, 09.2011r.
Rosja, okolice Tjungur, 09.2011r.
Rosja, okolice Tjungur, 09.2011r.

3 komentarze:

  1. UWIELBIAM ten BLOG! Zawsze jak zajrzę, czytam z ciekawością, nie mogę oderwać oczu od zdjęć!
    Lubię Wasz sposób "bycia w drodze" i miejsca, które odwiedzacie :) Misiura, której druga twarz to Podróże małe i duże, życzy Wam wielu czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
  2. DZIĘKUJĘ ! tak miło usłyszeć(a raczej przeczytać :)), że pisanie tu ma sens (:

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo ma sens! czasem sama borykam się z pewnym... poczuciem bez-sensu, gdy wkładam serce i czas w przygotowanie,wymyślenie, napisanie wpisu (źle to brzmi, ale oddaje sens) a po drugiej stronie, jakby wszyscy wyszli z domu! ALE...trzyletnie doświadczenie z blogiem i profilem podróżniczym, ponad półroczne z ceramicznym, daje mi pewność, że najważniejsze to robić swoje, ale z SERCA a efekty i grono ludzi, którzy będą dzielić z Tobą wrażliwość i pasje, przyjdą :) obiecuję:)

    OdpowiedzUsuń