|
Gruzja, Swanetia, 05.2011r. |
Przypadek.
Spontaniczność. Pył. Dzikość. Tak zapamiętałam Gruzję sprzed trzech lat. W te
wakacje miałam okazję być tam powtórnie, przez miesiąc i niestety, ale zmieniła
się na gorsze. Oczywiście, jest nadal piękna, przyroda zdumiewa, jednak
wszechogarniająca cywilizacja dotarła już w większość tych pierwotnych
zakamarków dzikości, do których tak mnie kiedyś ciągnęło.
|
Gruzja, Swanetia, 05.2011r. |
Nasza pierwsza
podróż do Gruzji była czymś zupełnie spontanicznym. Wybraliśmy się na majówkę
do Rumuni. Jednak, gdy tylko pojawi się w człowieku myśl „a może by tak…?”,
trzeba zrobić coś więcej. Jest to pokusa z którą trudno wygrać. W ten oto
sposób, po jednym dniu spędzonym w Rodniańskich górach Rumuni, wylądowaliśmy na
ulicy i zaczęliśmy łapać stopa. Naszym celem była Turcja, a następnie Gruzja.
Mieliśmy kilka dni, parę złotówek w plecaku i zero przygotowania. Teraz, jak to
wspominam, niesamowite wydaje mi się, jak Gruzja wspaniale nas zaskoczyła. Nie
zdając sobie do końca sprawy co tam zastaniemy, ujrzeliśmy przepiękne góry w
Swaneti, spotkaliśmy serdecznych ludzi, spróbowaliśmy narodowych potraw i
znaleźliśmy to, czego tak nam brakowało w Rumuni. Dzikość. Czas jednak szybko
minął. W Polsce czekała na nas praca, szkoła, kolejne wyjazdy w planach. Podróż autostopem w dwie strony zajęła Nam łącznie
dziesięć dni, w Gruzji spędziliśmy zaledwie cztery, a jednak był to jeden z
naszych lepszych wyjazdów. Pełna spontaniczność, zero przewodników, map,
całkowite poleganie na przypadku i przeznaczeniu.
|
Gruzja, Swanetia, 05.2011r. |
Planując tegoroczne
wakacje postanowiliśmy jeden z trzech miesięcy spędzić w Gruzji, którą tak miło
zapamiętaliśmy. Swanetia mocno nas rozczarowała. Piaszczystą drogę przez góry,
którą wcześniej pokonaliśmy przez pięć godzin jadąc busem z napędem na cztery
koła, zastąpiono asfaltem, a przejazd zajmuje zaledwie dwie godziny. Miasteczko
Mestia, stolica regionu, w niczym nie przypominała starej wioski jaką
zapamiętaliśmy. Stała się raczej gruzińskim Zakopanem. Nowe budownictwo,
wszechogarniające świecidełka, no i dziesiątki turystów. Na szczęście odnaleźliśmy dzikość w Gruzji.
Tuszetia, rejon znajdujący się tuż przy granicy z Dagestanem oraz Czeczenią,
przywitała nas podobnie jak Swanetia przed laty. Pokonanie piaszczystej drogi
na kamazie zajęło nam kilka godzin, jednak to co zastaliśmy, było warte
pozbawionej komfortu trasy. Zieleń, świeży chleb, ser i przede wszystkim,
dzikość i brak ludzi. Wybraliśmy się na tygodniową wędrówkę przez okoliczne
wioski, w których mieszka zaledwie garstka tubylców. Dopiero ostatniego dnia, w
Dartlo, natknęliśmy się na sporą grupę turystów.
|
Gruzja, Swanetia, 07.2013r. |
|
Gruzja, Swanetia, 07.2013r. |
Pozostały czas
spędzony w Gruzji przeznaczyliśmy głównie na zwiedzanie ruin, zamków, starych
miast oraz na poznawanie ludzi i tak odrębnej od naszej, kultury. Pozostała w nas
gorycz, ponieważ kraj piękny i bogaty w historię tak szybko się zmienia. I
zatraca to co najlepsze. Dzikość. Możliwe, że idzie z duchem czasu, którego my
nie rozumiemy. Możliwe, że większość ludzi szuka tam czegoś innego niż my. Jednak
pozostało w nas również przeświadczenie, że musimy się spieszyć, aby zdążyć
zobaczyć to, co tak szybko znika, ulatuje wraz ze wszechogarniającą
cywilizacją.
Tylko czy
zdążymy?
|
Gruzja, Tuszetia, 07.2013r. |
|
Gruzja, Tuszetia, 07.2013r. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz