Kirgistan, 08.2012r. |
Życie. Jak niewiele zastanawiamy się
nad jego wartością. Żyjemy z dnia na dzień, odkładamy marzenia
na dalszy plan, skrywamy je gdzieś głęboko, bo to nie wypada, bo
obowiązki, bo praca. Bo wiele innych rzeczy, "ważniejszych",
mamy do zrobienia. Nie myślimy o tym, że jeden ułamek sekundy może
odebrać nam możliwość okrążenia świata, napisania książki,
czy zrobienia czegoś niedorzecznego, czego zawsze pragnęliśmy, ale
zawsze brakowało nam na to odwagi.
Jeden błąd, nieprzemyślane
działanie, brak świadomości własnej ulotności. Wspinaczka, sport
z kategorii ekstremalnych, ale bezpieczny, gdy przestrzegamy
wszystkich zasad. Jak niewiele potrzeba, aby stracić możliwość
wspinania się i normalnego życia w ogóle, raz na zawsze.
Wystarczy chwila nieuwagi, czy chęć
pokazania, że jest się świetnym, ma się umiejętności, czy
znajomość skał. W ułamku sekundy spadasz z wysokości kilku
metrów, łamiesz sobie kilka gnatów, obijasz głowę, co może
skończyć się wstrząsem mózgu i myślisz, że już umarłeś.
Może nie tym razem, ale było blisko. Ktoś wzywa karetkę, ktoś
płacze, wszyscy biegają, chcą pomóc, trafia się jakiś mądrala,
który ni z tego ni z owego, i w najmniej odpowiednim momencie,
zaczyna się wymądrzać, a Ty nie wiesz co się dzieje. Widzisz
swoich bliskich, zaczynasz mówić słowa wcześniej niewypowiedziane
i żałujesz, że tak niewiele zrobiłeś. Chociaż nie umierasz,
zdajesz sobie sprawę z tych niespełnionych marzeń, z tych kłótni,
które ostatnio rozpoczynałeś i obiecujesz, że jeśli tylko
przeżyjesz, to będzie inaczej. Zaczniesz żyć pełnią życia,
polecisz do Honolulu, będziesz codziennie mówić kocham i pójdziesz
do Kościoła. Niejednego, rzecz jasna. Do wielu. Będziesz w nich
przesiadywał i dziękował za kolejną szansę. W końcu kończysz
swoje rozmyślania, bo przyjeżdża karetka, przenoszą Cię przez
pola i już jedziesz, myślisz sobie, że nigdy wcześniej nie
jechałeś na sygnale. Mówią, że będziesz żył. A ona mówi, że
już koniec ze wspinaniem. Że to był ostatni raz. I płacze. Leją
się łzy, ale już dobrze, coraz lepiej. Jest nadzieja.
Słomko, Kochana- posyłam myśli mocy i żeby było lepiej każdego dnia, coraz lepiej!!!! przytulam!!!!
OdpowiedzUsuńNa szczęście i nieszczęście zarazem, myśli mocy należą się przede wszystkim Jej, mi nieznanej, z którą miałam okazję jedynie pobyć kilka chwil, w trakcie całego wydarzenia. Ja sobie jakoś poradziłam, przemilczałam, przepłakałam, przeżyłam.
OdpowiedzUsuńWięc Jej posyłam! <3
OdpowiedzUsuń