poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Podróże. Co? Jak? Dlaczego?

Gdynia-Warszawa, 07.2009r.

Rosja, Nowosybirsk, 09.2011r.

Pamiętam pokaz slajdów z Rosji w moim rodzinnym mieście i to pragnienie wyruszenie w podróż, które się wtedy we mnie pojawiło. Epizod liceum z internatem i autostopowe powroty do domu. Pamiętam czerwcowe wagary w Kazimierzu. Koniec roku szkolnego, dzień spędzony nad Wisłą  i powrót z architektem, który opowiadał nam o swojej autostopowej podróży do Włoch. WOW. To było dla nas coś. Nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że dotrę stopem gdzieś dalej. Pamiętam wypad do Gdyni na kilka dni. Stówka w kieszeni nie stanowiła przeszkody. Jechałam, wspominałam ulubionych bohaterów książek. Miałam naście lat, nie myślałam o jutrze, o wczoraj. Było teraz, wiatr we włosach i ogromna potrzeba przeżyć. Wtedy stop był dla mnie sposobem na zaoszczędzenie pieniędzy, był alternatywą dla nudy. Pewnie gdyby nie późniejsze zbiegi okoliczności, nie zawładnąłby całym moim życiem.

W planach miałam jakąś tam Rosję, pociągiem, z plecakiem, przez wszystkie małe wioski, ale żeby stopem tak daleko? Przecież to tylko prawdziwi podróżnicy tak robią. A ja… No byłam stopem w Gdyni, w Tatrach, no ale to chyba za mało? Na pociąg jednak zabrakło kasy, mogłam zostać w domu albo… I wtedy się zaczęło. Najgorsze, a może najlepsze, połączenie dwóch osób, to dwoje ludzi nieznających ograniczeń. Chcących jak najdalej, jak najwięcej, jak najdłużej. Rumunia, która stała się Gruzją, bo dlaczego nie? Tysiak na miesiąc w Kazachstanie? Co to za problem? Dwa tygodnie bez prysznica? Pestka! Zupka chińska na śniadanie, obiad i kolację? Mogę dokładkę?

Kilka zbiegów okoliczności, dwa przypadki, trzy przeznaczenia.
Chyba wszystko co najlepsze, zdarza się w życiu niespodziewanie.


Turcja, 05.2011r.

2 komentarze:

  1. Dawno mnie nie było, a tu taka niespodzianka! Fajna zmiana szaty graficznej bloga i wpis, który jak zwykle wywołuje u mnie zamyślenie!
    Ja nie marzyłam o podróżach... do czasu, gdy na złość raczej sobie, niż babci- chciałam odmrozić sobie uszy i skorzystałam z szalonej propozycji (nie)znajomych, by pojechać z nimi do Irlandii- na wakacje, zarobić trochę- wtedy jeszcze- funtów. Prawie 13 lat temu... Z 2 miesięcy, zrobił się rok pracy jako au pair, a potem miesięczny autostop po Zielonej Wyspie... zmienił wszystko! Rozpalił palący głód, który wiele lat nie dawał za wygraną :) A tak naprawdę pojechałam, bo ktoś, kto był w Tybecie, Kaumucji i wielu innych miejscach, na mój zachwyt i uwielbienie zareagował dość przyziemnie, mówiąc: a czemu niby Ty nie możesz pojechać? Było w tym zdziwienie człowieka, który- po prostu- realizował swoje marzenia i mała prowokacja! Dzięki!, Pe! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze fascynowały mnie podróże autostopem, jednak wiem, że nie jestem do tego stworzona. Odkryłam za to zagraniczne wyjazdy grupowe, gdzie świetnie się odnajduje. Integracja z obcymi ludźmi, wspólne zwiedzanie, ale mimo to komfort związany z posiadaniem noclegu i środkiem transportu. Może kiedyś odważę się wyruszyć w taką podróż jak Ty.

    OdpowiedzUsuń