piątek, 30 stycznia 2015

"Po co wyruszać w podróż, jeśli się w nią siebie zabiera?"

 
A, Lofoty, Norwegia, 08.2011r.

"Po co wyruszać w podróż, jeśli się w nią siebie zabiera?" Seneka

Natknęłam się na ten cytat przeglądając najnowszą "Kuchnię" i nie powiem, że nie wywołał we mnie wielu emocji. Jeśli wyruszamy w podróż zabierając w nią siebie, nie będziemy w stanie w pełni otworzyć się na nowe doznania. Zamknięci w swoim świecie niby będziemy podróżować, ale tak naprawdę nic nie zdobędziemy dzięki tej podróży. Będziemy jedynie przemierzać kolejne kilometry, zmieniać otaczające nas krajobrazy, spotykać obcych ludzi, ale koło nosa przejdzie nam delektowanie się chwilą i stawanie się Rosjaninem, Hindusem, czy Kirgizem na kilka dni, czy tygodni. Zostaw więc wszystko, nawet siebie i jedź zdobywać, odkrywać, poznawać :).

Olgii, Mongolia, 10.2011r.

Bokonbayevo, Kirgistan, 08.2012r.

Pewnie, że nie jest to łatwe, sama wiem, że dosyć rzadko mi się to udaje. Mam wrażenie, że często zdarzało mi się patrzeć na inne nacje przez pryzmat samej siebie, swoich polskich, europejskich cech. Szczególnie bywało tak w krajach, w których kultura mocno różniła się od naszej. Na przykład jadąc do Iranu byłam nastawiona zdecydowanie negatywnie, myśląc o ciągłym noszeniu chusty i zakrywaniu ciała, jako najgorszej rzeczy jaka może mnie tam spotkać. Nie byłam w stanie pojąć tego, że kobiety pozwalają sobie na takie traktowanie, że mężczyźni w tym kraju są najważniejsi. Do dzisiaj nie wiem na ile udało mi się pozbyć tych schematów. Wiem jedynie, że zaczęłam lepiej rozumieć położenie kobiet w Iranie. Zdałam sobie sprawę z tego, że w cale nie jest ono tak czarno-białe, jak wydawało mi się wcześniej. Tak, podróże otwierają oczy na wiele spraw. To druga rzecz o której chciałam dzisiaj napisać. 
Wracając do patrzenia na obce kultury przez pryzmat swoich cech, o wiele łatwiej było mi zmienić ten schemat w Kazachstanie, czy Kirgizji. Chociaż początkowo wydawało mi się, że te nacje są zupełnie inne od naszej, po dłuższym pobycie w tych krajach znalazłam kilka podobnych cech. Zresztą, Kazachów bardzo polubiłam, to chyba o czymś świadczy, prawda?

Bishkek, Kirgistan, 08.2012r.


Pod Pikiem Lenina, Kirgistan, 08.2012r.

A co z robieniem zdjęć w podróży? Czy te chwile, które zatrzymujemy w obiektywie, nie sprawiają, że nie czerpiemy z tu i teraz, tylko wciąż wracamy do przeszłości, bądź wybiegamy w przyszłość? Mężczyzna, z którym podróżuję jest ich przeciwnikiem (tylko w teorii, bo jak przychodzi co do czego, to robi ich więcej niż ja…), chciałby wyruszyć bez aparatu, a nawet i bez telefonu. Ja mimo tego, że wiem, że robienie zdjęć zabiera to niesamowite przeżywanie danej chwili, nie jestem w stanie zrezygnować z pozostawiania sobie pamiątki na przyszłość. Tak już mam, że lubię wracać do wspomnień, a te, których nie zatrzymam na zdjęciu tak szybko ulatują z pamięci… Z drugiej strony jedno z wspanialszych wspomnień jakie mam, to właśnie to, którego nie udało mi się sfotografować. Gdzieś w środku Kazachskiej pustyni, gdy gnaliśmy ciężarówką, a tuż przy drodze stała rozwalająca się stacja benzynowa, czy jakieś inne budy i pasły się wielbłądy…Czasem fajnie byłoby tylko robić jedno zdjęcie zamiast stu. Może kiedyś wrócimy do aparatu analogowego i kliszy? Tak, aby ważniejsze było przeżywanie tego co tu i teraz, a zdjęcie stanowiło jedynie dodatek.

Okolice Karakol, Kirgistan, 08.2012r.

Ałtaj Tavan Bogd, Mongolia, 10.2011r.

Podsumowując moje dzisiejsze wywody, za Seneką powiem, że lepiej nie wyruszać w podróż, jeśli mamy zabierać w nią siebie. No chyba, że nie zależy nam aż tak bardzo na poznawaniu, a po prostu chcemy odpocząć. A co do kwestii zdjęć... jeszcze do niej kiedyś powrócę :).

Zostawiam Wam kilka... zdjęć i sama wracam pod kołdrę. Niestety, dopadła mnie grypa, dobrze, że chociaż na chwilę mogłam się przenieść w inny wymiar :).

Tjungur, Rosja, 09.2011r.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy cykl! Ja obiecałam sobie, że w tym roku odwiedzę Londyn - trochę mieszczańsko, aniżeli plecakowo, ale chciałabym się dowiedzieć czy ten klimat przedstawiany w książkach jest prawdziwy. No i chcę to połączyć z małą zachciewajką - ujrzenie wschodu słońca lecąc samolotem :) Czekan na następny wpis z tego cyklu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowy wpis pojawi się już jutro :) Cieszę się, że się podoba :) A Londyn... nawet jak mieszczańsko, to wydaje mi się, że najważniejsze jest poznawanie kultur, niekoniecznie musi to być w takiej formie jak u nas :). Zresztą, czasem i my wybieramy się gdzieś bardziej mieszczańsko, niż plecakowo.
    A wschody słońca są fajne, i co najśmieszniejsze, swój pierwszy w samolocie też przeżyłam lecąc do Londynu :)

    OdpowiedzUsuń