piątek, 14 lutego 2014

Wstępu słów kilka

Gruzja, Tuszetia, 07.2013r.


Czasami, będąc w samym środku swojej podróży i obcego kraju, mam ochotę przenieść się na małą chwilę do mojego domu, wypić moją własną kawę przygotowaną przeze mnie i zjeść zwykłą, polską szarlotkę. Upiec chleb i wypełnić jego zapachem wszystkie zakamarki domu. Uwielbiam kuchnie świata, próbować nowe smaki, poznawać, smakować, ale czasem mam po prostu ochotę na to, co domowe, co przypomni mi dzieciństwo i przeniesie na chwilę do kuchni mojej babci. To pewien rodzaj tęsknoty, który porusza mój zmysł smaku i woła o przywrócenie tego, co zniknęło na jakiś czas.


Gruzja, Swanetia, 07.2013r.


Od trzech lat spędzam swoje długie, studenckie wakacje poza domem, przeważnie zastępowanym przez namiot albo kawałek czyjejś podłogi. Może to pewnego rodzaju ucieczka, a może chęć poznania. Nie wiem i szczerze mówiąc, niezbyt często się nad tym zastanawiam. Kocham wyjeżdżać, kocham wracać, kocham dom, w zasadzie jestem typem domatora, który uwielbia pichcić, urządzać i mieć swoje gniazdko. Domator, który  nie jest w stanie wysiedzieć w domu miesiąc bez wyjazdu. Gdy za długo nie zmieniam swojego miejsca pobytu, wariuję ze sobą i odczuwam wszechogarniający brak CZEGOŚ. Czegoś, co trudno określić, czym tak naprawdę jest. No cóż. Nikt nie mówił, że podróżnik to osoba pozbawiona domu, a domator to typ, który najlepiej nie opuszczałby swoich czterech ścian. 


Mongolia, Park Ałtaj Tavan Bogd, 10.2011r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz